Smakołyki
Kiedy jesteś dorosłą, bezdzietną osobą i masz ochotę na coś pysznego to po prostu to zjadasz. Idziesz, kupujesz lub przygotowujesz samodzielnie i najzwyczajniej w świecie zjadasz. Kiedy zaś doczekasz się już potomstwa, którem urosły już zęby-sytuacja zmienia się diametralnie. Wtedy jest to misja pod kryptonimem ,, wszamać osobiście”. Tak, tak to, że masz na coś ochotę nie znaczy , że uda ci się tego posmakować. Wystarczy tylko, że pokoju na końcu mieszkania, najciszej jak się da rozerwę papierek od batonika a z prędkością światła zjawią się przy mnie trzy małe sępy. Swoją drogą zadziwia mnie jak oni to robią, że mojego wołania, wręcz darcia się by posprzątali w pokoju nie słyszą a wystarczy szelest papierka i wszystko ze słuchem wyśmienicie. Ja nie wiem co to jest ? Echolokacja czy co ? Kiedy więc cytując klasyka ,, mam ochotę na małe co nie co” muszę trochę pokombinować.
Krok pierwszy – wywiad. Trzeba powolutku , nonszalanckim krokiem przejść się po pokojach w celu dokonania rozeznania we wrogim obozie. Jedno bawi się lalkami, drugie ogląda bajkę a trzecie jest w toalecie. Cudownie. Można przejść do realizacji kolejnego etapu.
Krok drugi- kamuflaż. Wróg jest zajęty ale czuwa ! Trzeba działać szybko. Pamiętaj o słuchu wybiórczym szkodników ! Najlepiej byś zagłuszyła czymś swoje działania, włącz blender lub mikrofalówkę ale jednocześnie obserwuj drzwi by nie wzięli Cię z zaskoczenia. Otwierasz szafkę, wyjmujesz batonika, rozrywasz papierek i konsumujesz w pośpiechu stojąc tyłem do drzwi. Nie polecam delektowania. Zużywa zbyt wiele cenne czasu. Udało się ? Cudownie. Przyłapali cię ? Są dwa wyjścia łykasz szybko z niewinną miną lub oddajesz wszystko co masz w ręku. Trudno może następnym razem się uda. Zawsze możesz sobie wytłumaczyć, że to tylko z dobrodziejstwem dla twojej figury. Powiesz pewnie, że zawsze można poczekać aż dzieci zasną. Ale pamiętaj, że w domu jest jeszcze ktoś, kto czyha na twoje łakocie. Cały wczorajszy dzień marzyłam o tym jak to sobie wieczorem zjem zbunkrowanego w szafce twixa. Uśpiłam dzieci, idę do szafki a tam…pusto ! Patrzę w oczy temu sabotażyście zwanego inaczej mężem i widzę jak z lubością wpycha w siebie mojego batonika. Patrzę mu w oczy i on już wie, że ten kawałek karmelowego-czekoladowego szczęścia na kruchym ciastku będzie go bardzo drogo kosztował. Tak moje miłe. Dom z mężem i gromadką dzieci to dżungla w której przetrwają tylko najsilniejsi i najsprytniejsi ;)
Czytałaś ? Podobała się ? Masz uwagi ? Zostaw proszę ślad po sobie w komentarzu. Będzie mi bardzo miło J